czwartek, 7 maja 2015

Ginza i sushi

Spod pałacu cesarskiego udaliśmy się do dzielnicy Ginza. Jest to dzielnica ekskluzywnych sklepów, domów towarowych.





Nim jednak pomyszkowaliśmy po tych sklepach, udaliśmy się do niewielkiej restauracyjki,


gdzie odbyliśmy przyspieszony kurs robienia sushi, zakończony oczywiście egzaminem i wręczeniem stosownego certyfikatu. No bo jakże przemierzyć wzdłuż Japonię i nie umieć przyrządzić sushi! Ale po kolei. Weszliśmy do lokalu po schodkach w dół. Przywitała nas serdecznie Japonka ubrana w jukatę.

Musieliśmy zdjąć buty i zdeponować w skrytkach zamykanych na kluczyk.



Posadowiono nas przy niskich stolikach, na których przygotowane już były półprodukty do wykonania sushi i stosowne naczynia.
 


W skrócie miła Japonka przedstawiła historię sushi. Okazało się, że tradycja sporządzania tego przysmaku przywędrowała do Japonii z Indii przez Chiny.


Potem wkroczył wielki mistrz sushi i na początku zademonstrował jak oprawia się rybę. Niby prosta rzecz, a okazało się, że wymaga niebywałej techniki. Sprawne ruchy nożem w odpowiednich miejscach absorbowały nasze oczy, które pilnie rejestrowały poszczególne etapy obróbki ryby.



Potem zasiedliśmy przy stolikach i przyodziani w białe fartuszki, zaopatrzeni w foliowe rękawiczki, naoliwione (by ryż nie kleił się),


zaczęliśmy sami przyrządzać sushi naśladując kolejne etapy pokazywane przez mistrza. Najpierw trzeba nabrać z miseczki z ryżem niewielką jego ilość, uformować kulkę i trzymając ją w jednej dłoni, nałożyć na kawałek ryby czy krewetkę trzymaną na drugiej dłoni. Potem wykonuje się niewielką dziurkę w kulce ryżu, aby go „napowietrzyć”. Po chwili zamyka się te dziurkę, a zestaw ryż-ryba odwraca się i wkłada pomiędzy kciuk a drugi palec lewej dłoni tak, aby kawałek ryby był na wierzchu, a ryż dokładnie między palcami. Palcami ugniata się ryż formując prostopadłościan.. Ponownie przerzuca się pierwowzór sushi na dłoń i dociska rybę do ryżu ze wszystkich stron. I gotowe. Mistrz wykonywał te czynności w kilka sekund, nam zabrało to trochę więcej czasu. Po wykonaniu własnoręcznie wszystkich przygotowanych do zrobienia sushi, podano jeszcze krewetki w tempurze oraz zupę miso i zieloną herbatę. I można było zabrać się za ucztę.

 Produkt finalny. Nieźle, prawda?

Najedliśmy się do syta i to własnoręcznie przygotowanym sushi! No i na koniec, jak wspomniano, ponieważ wszyscy przeszliśmy test robienia sushi, otrzymaliśmy od mistrza certyfikaty, oczywiście z głębokimi ukłonami przy ich wręczaniu.

 A to już profesjonalne zestawy sushi

Dostaliśmy jeszcze pamiątkowe podstawki pod pałeczki. I tak pokrzepieni, mogliśmy jeszcze pobuszować po okolicznych sklepach, a na ulicach poobserwować aktualną modę.






Ponieważ zbliżał się japoński dzień matki, co chwilę spotykaliśmy stoiska z kwiatami i ze sprytnie sporządzonymi ikebankami z informacją obwieszczająca o święcie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz