Dzień zaczął się pogodnie. Najpierw przemieściliśmy się naziemną kolejką miejską do dworca Shinkansenów w Nagoi, by przesiąść się na ten ostatni.
Podróż trwała 1,5 godziny. Mijaliśmy Fuji, ale był niewidoczny z powodu zachmurzenia. Momentami Shinkansen przemykał się wzdłuż morskiej linii brzegowej Oceanu Spokojnego. Na trasie był jeden 1-minutowy przystanek w Jokohamie i za chwile trzeba było już wysiadać.
Na wyświetlaczu migał strzałkami kierunek wysiadania (ważne, bo tylko 1 minuta postoju i pociąg jedzie do głównej stacji Tokio)
Wysiedliśmy na tokijskim dworcu Shinagawa.
Budynki w otoczeniu dworca
Świątynia Asakusa, do której przybyliśmy, to buddyjska świątynia będąca dla jej wyznawców jedną z najważniejszych. Czci się tutaj boginię miłosierdzia - Kannon. I rzeczywiście w świątyni, jak i przednią kłębiły się tłumy.
Obok świątyni, podobnie jak w wielu innych miejscach powiewały dziś na wietrze tzw. ryby - symbol Dnia Dziecka. Dziś, 5 maja obchodzony jest w Japonii Dzień Dziecka.
Następnie znajduje się tam miejsce do obmywań, ale także miejsce do okadzania.
W samej świątyni, obok modlących się i rzucających monety do wielkiej skrzyni, kwitnie wróżbiarstwo. W obecnych w świątyni stoiskach kupuje się odpowiednie wróżby. Przed świątynią rozciąga się uliczka Nakamize, na której rozłożone są kramy z pamiątkami oraz japońskie "fastfoody".
W sąsiednich uliczkach rozlokowały się małe knajpki z pysznym jedzeniem, czego doświadczyliśmy.
Po zwiedzaniu i konsumpcji udaliśmy się nad rzekę Sumida, by łodzią dopłynąć do ogrodów Hama Rikyu, które założył wspomniany już tu szogun. Z nadbrzeża roztaczał się piękny widok na okoliczne wieżowce i wieżę telewizyjną Sky Tree Tower, nowszą z dwóch wież TV jakie posiada Tokio. Na przeciwległym brzegu, na dachu jednego z budynków, znajduje się dziwna budowla (rzeźba pokaźnych rozmiarów) w kolorze złotym. Okazało się, ze jest to reklama tutejszego piwa. Jednak mieszkańcom Tokio kojarzy się to z wielka złotą... kupą. I tak też ten twór potocznie nazywają (np. spotkajmy się pod złotą kupą).
Wsiedliśmy na łódź i płynęliśmy w dół rzeki Sumida, przepływając pod wieloma mostami (chyba było ich 17, o ile dobrze policzyłem) i podziwialiśmy okoliczną zabudowę miejską. Co jakiś czas mijały nas ślizgacze wytwarzające nakładające się na siebie fale.
Przybiliśmy do nadbrzeża tuż przy ogrodach. A potem spacer alejkami, pomiędzy jeziorkami i pagórkami. Uwagę zwracały pięknie uformowane drzewa piniowe, z których najstarsze liczyło sobie 300 lat. Piękna przyroda ogrodów kontrastowała z okolicznymi drapaczami chmur.
300-letnie drzewo piniowe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz