środa, 22 kwietnia 2015

Dubaj


Podróż liniami Emirates to sama przyjemność. Pomijając fakt, ze nie trzęsło, to obsługa bardzo mila (co chwilę: "może ręczniczek odświeżający?"), a jedzenie pyszne. My na główne danie wybraliśmy medaliony z jagnięciny z dodatkami. Oczywiście była przystawka z łososiem, a potem deser czekoladowy, a na koniec lody. Napoje do wyboru i koloru. Również duży wybór filmów i muzyki na ekranie przed siedzeniem. No i kamerka, dzięki której można "z kabiny pilota" śledzić start i lądowanie. Po 5 godzinach i 15 minutach lotu i pokonaniu ponad 5000 km nasz Boeing 777 wylądował na Międzynarodowym Lotnisku w Dubaju. Wychodząc z samolotu od razu "buchnęła" na nas sauna - 28 stopni o 22-giej. Transport do terminala autobusem zajął około 30 min. dając wyobrażenie o wielkości lotniska. Autobus pokonywał rozmaite lotniskowe skrzyżowania, "przemykał" się pomiędzy wielkimi samolotami, pokonywał tunele (zapewne pod pasami startowymi), kilka razy stał w korku (podczas jednego z postojów obserwowaliśmy z dala oświetlony najwyższy wieżowiec na świecie) i wreszcie podwiózł nas do terminala B. Po przejściu security control, należało udać się do terminala A, z którego odlatywał nasz następny samolot do Seulu. Do terminala A jechało się pociągiem zaledwie kilka minut. Następnie systemem schodów ruchomych i wielkich wind dostaliśmy się do głównego hallu terminala A. Wielką windą jechało się do góry przy wielkim sztucznym wodospadzie. Jeszcze tylko należało podejść do naszej bramki A9, co zabrało nam zaledwie kilka minut. 







Tu już mieliśmy sporo czasu, bo blisko 4 h do kolejnego boardingu. Czas ten przeznaczyliśmy na penetrowanie okolicznych sklepów i kafejek. Co ciekawe kurs miejscowej waluty jest równy polskiemu złotemu, stąd ceny odczytywaliśmy jak w naszej walucie. Ceny nie aż tak wysokie jak na lotnisko (na Okęciu są wyższe). No chyba, ze chce się kupić Porsche.







W terminalu można też zaznajomić się z kulturą Zjednoczonych Emiratów Arabskich.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz