Przed godziną 3-cią załadowaliśmy się do wielkiej bestii Airbusa A-380.
Okazuje się, że nasz transfer do terminala A o tyle był uzasadniony, bowiem terminal ten jest przystosowany do obsługi właśnie tych samolotów. Tu do wnętrza samolotu wchodzi się przez rękawy. Piszę w liczbie mnogiej, bo są ich trzy: 2 na dolny pokład i jeden na górny. Wcześniej pasażerów podzielono na grupy wg tzw. zony zaznaczonej na karcie pokładowej. Zon było A-F. Do samolotu wpuszczano kolejno wg zony. My mieliśmy "F", a ponieważ zaczynano od tej zony, wchodziliśmy na pokład jako jedni z pierwszych. Samolot rzeczywiście, nie tylko z zewnątrz, ale i wewnątrz robi wrażenie. System komunikacji medialnej podobny jak w B 777, ale bogatszy, np. 3 kamerki, jedna na wielkim ogonie pokazująca cały samolot podczas lotu.
Po wyjściu z samolotu należało przemieszczać się pieszo, schodami ruchomymi i pociągiem,
aż do punktu kontroli paszportowej.
Z lotniska jechaliśmy ponad 1,5 godziny, najpierw przez wielki most z wyspy Incheon do Seulu, potem siecią autostrad przez miasto do naszego celu. Jako że szybko ściemniało się, mogliśmy tylko pobieżnie zlustrować "na gorąco" Koreę z okna autobusu. Co ciekawe i paradoksalne, z tytułu bloga wynika, że przybyliśmy tu na spotkanie wschodzącego słońca, a obserwowaliśmy piękny zachód! Co nas zaciekawiło: przy drodze dużo kwitnących drzew, w tym zapewne wiśni, które mieniły się różnymi odcieniami bieli i różu, co w blasku zachodzącego słońca robiło wrażenie. W samym mieście, przy drodze, bardzo duża ilość kościołów katolickich (różnych wyznań), a że było już po zmroku, wszystkie odznaczały się krzyżami na wieżyczkach oświetlonymi neonami, często też obok z jakimiś neonowymi napisami. Autostrady, a właściwie cała ich sieć bardzo komfortowa i szybka, większych korków nie było. Autostrady w mieście prowadzone są licznymi mostami i tunelami. Co ciekawe nawierzchnia autostrad nie jest idealnie gładka, a wykonana z drobnej kosteczki (chyba antypoślizgowo). Mimo napisów na tablicach informacyjnych i kierunkowych również w języku angielskim, nie odważyłbym się wsiąść tam za kierownicę. I jeszcze jedna ciekawostka: w Seulu darmowy internet jest wszędzie! Ta 10-milionowa metropolia, w istocie, jak podają przewodniki, jest najbardziej rozwiniętym internetowo miastem na świecie. Skrajnie zmęczeni dotarliśmy do hotelu Golden City, gdzie oprócz uciechy ze sprawnie działającego internetu (wynikający z niej obecny post), są liczne gniazdka w stylu europejskim umożliwiające sprawne ładowanie sprzętu. I do tego, pomimo innego systemu telekomunkacyjnego, nasze telefony działają! Sms-y poszły w świat.
SMSy poszły w świat w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo do mnie żaden nie doszedł ;)
OdpowiedzUsuń