Kolejnym punktem ostatniego dnia pobytu w Korei były Klify Taejongdae, mieszczące się w strefie miasta Busan. Aby tam dotrzeć, najpierw należy przedrzeć się wąskimi i krętymi uliczkami o dużej różnicy poziomów, a następnie przesiąść się na drogową "ciuchcię", która regularnie kursuje co 15 min. Specjalne tablice informują również, że cała strefa półwyspu na którym znajdują się klify, jest bezdymna.
Ciuchcia przybywa na kolejne przystanki z dokładnością co do minuty, o czym informują tablice elektroniczne.
Wysiedliśmy na trzecim. Przy wyjściu z wagoników zobaczyliśmy postument matki z dziećmi, który stanowi przesłanie dla ewentualnych samobójców, którzy próbują rzucić się z klifu do morza (wynika z tego, że zdarza się to tutaj nierzadko). Przesłanie mówi, jak cierpią bliscy w takich sytuacjach.
Ukazał nam się morski widok z pojedynczymi małymi wysepkami.
Rozstawione plany dokładnie informowały co gdzie jest.
Ruszyliśmy na krótką przechadzkę do klifów. Po drodze mijaliśmy popiersia zapewne ważnych osobistości w Korei
Potem zeszliśmy do latarni morskiej
a następnie do samych klifów
Dotarliśmy wreszcie do najbardziej widokowej części klifów - Sinseon Rock
Droga powrotna wymagała wylania nieco potu, bowiem prowadziła ostro pod górę. Posileni miejscowym jedzeniem na patykach, udaliśmy się do naszego autobusu ciuchcią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz